Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ca bez syna. Przyszło jéj zaraz na myśl, że może umyślnie unikał jéj. To téż nie odważyła się pytać o niego.
Poszli za miasto ku lesistéj górze, co się wznosiła od południowéj strony miasta; w tę stronę teraz kierowały się spacery staruszków, gdyż od owego spotkania się z żydem na cmentarzu, Leszczyc omijał to miejsce, prawdopodobnie z obawy, aby więcéj nie spotkać się z nim. Szli tedy drogą ku lasowi, rozmawiając. Rozmowa jednak nie kleiła się jakoś; wszyscy usposobieni byli więcéj do milczenia. Naraz Leszczycowa przystanęła i, patrząc na Amelią z uśmiechmniętą twarzą, spytała:
— Cóż? nie pytasz się wcale o Jana?
Amelia pokraśniała cała, w oczach jéj się zaćmiło i, udając zdziwienie, odezwała się, nie patrząc na Leszczycową:
— A, prawda! dlaczegoż pan Jan nie poszedł z nami?
— Bo wyjechał.
— Do Wiednia? — podchwyciła żywo Amelia.
— Nie, do Lwowa — odrzekła spokojnie Leszczycowa. — Pocóż-by do Wiednia? Czy ci co mówił o tém?
— Nie, tak przypuszczałam — odrzekła zawstydzona.
— Wyjechał do Lwowa — ciągnęła matka — już dwa dni temu. Wezwano go telegrafem na zjazd właścicieli kopalń naftowych. Może dostanie jaką