Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią — ale z zamiarów moich w tym względzie nie zwierzałam się nikomu.
— Jakto? A przecież tylko na téj podstawie pozwolono pannie tu mieszkać?
— Nie pytałam się nikogo o pozwolenie i nikt mi nie mówił o takich warunkach. Mój ojciec płaci komorne, to powinno wystarczać.
Wyniosły ton, jakim powiedziała te słowa, zreflektował nieco apostołkę; widziała, że źle zabrała się do propagandy i zmieniła taktykę: stała się uprzejmą i słodką. Zaczęła się tłómaczyć, że nie miała chęci obrażać jéj swojém pytaniem, że przybyła tu w zamiarze zajęcia się nią, jak matka, że przybywa z porady Leszczycowéj.
To ostatnie wyjaśnienie usposobiło Amelią nieco lepiéj dla przybyłéj; wspomnienie Leszczycowéj było najlepszą rekomendacyą. Przyszło jéj zaraz na myśl, że to zapewne jest życzeniem matki Jana, aby zdecydowała się przejść na religią katolicką. Dziwiło ją tylko, dlaczego sama nigdy jéj o tém nie wspominała, dlaczego użyła pośrednictwa trzeciéj osoby i dlaczego właśnie teraz? czy to stało się z wiedzą Jana? czy on miał w tém jaki udział? Te myśli wywołały chaos różnych domysłów w głowie Amelii, z którego nic pewnego wywnioskować nie mogła. W każdym razie życzenie Leszczycowéj było dla niéj świętém, a osoba, przysłana przez nią, zasługiwała na pewne względy; dla tego poprosiła siedziéć