Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A przecież to wiadome w całém mieście — odezwała się z ferworem panna Zenobia — że ona jedynie dla tego przybyła do naszego miasta.
— Tak mówią — odrzekła spokojnie pani Leszczynowa — ale od niéj saméj nie słyszałam nigdy tego.
— A choćby i tak było, to przecież pani, jako katoliczka, powinnaś była dbać o pozyskanie téj duszy Kościołowi. Mówią, że ona tu, w pani domu, ciągle przesiaduje; że podobno, nie wiem, czy prawda, ale tak mówią, że syn pani bałamuci ją.
Leszczycowa spojrzała surowym, poważnym wzrokiem. Wzrok ten zmieszał Zenobią.
— Nie masz się pani o co obrażać, to się przecież trafia między młodymi. Pani nie odpowiadasz za syna.
— Mój syn za uczciwy na to. Mógł się zakochać, ale nigdy bałamucić. Mogę to śmiało powiedziéć, bo jeżeli kiedy się widywali, to tylko przy mnie, i ja odpowiadam całkiem za syna mego w tym względzie, a i za nią odpowiadam z czystém sumieniem, bo postępowanie téj panienki jest takie, że najgorszy wróg nie mógł-by jéj odmówić szacunku.
— A, to się tém więcéj dziwię, że pani nie postarałaś się dotąd pozyskać téj duszy Kościołowi. Więc ona nic dotąd nie umié z tych rzeczy, które katolik pod utratą zbawienia wiedziéć i w które wierzyć powinien? Nie mówiłaś jéj pani nic dotąd o grzechach śmiertelnych, o grzechach cudzych, o grze-