Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obojętne — odrzekł niedbale Jan.
Na zakręcie ulicy dopędził ich stary Leszczyc.
— A co dostanę znaleźnego, to ci oddam twoję zgubę — rzekł do Jana z uśmiechem. (Staruszek silił się na dobry humor, aby w pamięci wszystkich, a może i swojéj, zatrzéć owę scenę na cmentarzu.
— Moję zgubę?
— Patrzcież, moje panie, to chłopak dopiéro rozrzutny; panieńskie fotografie zostawia po drogach — i pokazał fotografią. Była to właśnie owa w lokach, wygorsowana, która tak nie podobała się Janowi.
— Ach, jaka piękna! — zawołała Amelka z nieudanym zachwytem, przypatrując się z żywém zajęciem fotografii. Matka także pochwalnie odezwała się. Tylko Jan nie podzielał téj admiracyi wdzięków Julii; owszem, porównywając ją w téj chwili z Amelią, musiał przyznać, że Julia ani mierzyć się z nią nie mogła pod względem piękności, regularności rysów. Julia właściwie nie miała żadnych rysów, zdobiła ją tylko młodość, uśmiech, który drobnym jéj rysom nadawał pewien wdzięk, wreszcie elegancka toaleta. Gdyby jéj to wszystko odjąć, ubrać w sukienkę skromną, w jakiéj była Amelia, twarz jéj wydawała-by się bardzo zwyczajną.
Podczas, kiedy Jan robił takie uwagi i porównania, które wypadały na niekorzyść Julii, stary Leszczyc wsunął się między matkę i Amelią, i także przypatrywał się fotografii.