Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypisywać uzdrowienie sobie samym, swoim żywotnym siłom, a nie lekarstwom. To téż i Jan nie przyznał-by pewnie tego, gdyby ktoś chciał go o tém przekonywać. Ale na szczęście nikt w téj chwili nie starał się o to. Nie mógł nawet uskarżać się na to, że ktoś chce gwałtem wcisnąć się w tajemnice jego serca, bo i matka, i Amelka, widząc, że ich obecność w téj chwili nie na rękę Janowi, wzięły się pod ręce i poszły na przód. Ojciec zatrzymał się koło poczty z jakimś znajomym. Widocznie ułatwiono mu sposobność do swobodnego przeczytania listu. Musiał korzystać z tego, i rozdarł kopertę.
Kilka fotografii, większego i mniejszego kalibru, wysypało się z listu. Podniósł je szybko z ziemi. Wszystkie przedstawiały Julią, w najrozmaitszych pozach i ubiorach: to dekoltowaną w lokach, z sentymentalném spojrzeniem, to znowu w jakimś negliżyku koronkowym, z rozpuszczonemi włosami, to w kołpaczku futrzanym, z ulubioną charciczką, Ledą; była nawet na jednéj fotografii przedstawiona leżąca, z głową przytuloną do poduszki i uśmiechająca się do kogoś.
Ta obfitość fotografii niemiłe zrobiła wrażenie na Janie; widział w tém kaprys bogatéj panny i próżność, zbyteczne rozmiłowanie się w sobie. Wyobraził sobie ją zaraz, stojącą przed lustrem w pracowni fotografa i probującą różnych wyrazów twarzy, spojrzeń, a wszystko dlatego, aby się wydać najpiękniej-