Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja się cieszę z tego, bo mam nadzieję, że z téj miłości miasto zyska mydlarnią porządną.
To powiedziawszy, nie czekając, co mu Jan odpowie, oddalił się szybko.
Jan spojrzał za nim niezadowolony i rozgniewany trochę. Oburzała go ta bezczelna poufałość, z jaką aptekarz pozwolił sobie zaglądać w jego życie. Szpiegowanie, rewizya, są to zawsze czynności, które oburzają uczucie człowieka, obrażają jego prawa i ścieśniają wolność, szczególniéj wtedy, gdy człowiek czuje się niewinnym. A Jan wobec własnego sumienia czuł się całkiem niewinnym zarzucanéj mu zbrodni, czy winy, i dlatego oburzało go, że ciekawy aptekarz domyślał się tego, czego nie było.
Może nawet dlatego, aby nikomu nie dawać powodu do podobnych przypuszczeń, idąc przez miasto, nie zbliżał się wcale do Amelki, jeno szedł po stronie ojca. Dopiero koło poczty złożyło się tak, że znowu byli razem, przy sobie, ale na krótko, bo, zostawiwszy ich przed gankiem, sam poszedł po list.
— Zkąd-że list? — spytał go ojciec, gdy wyszedł z kancelaryi, niosąc list dość dużych rozmiarów.
— Z Wiednia.
— Może ci proponują jaką posadę.
— Nie wiem.
— No, i nie ciekawyś? — spytała matka, zdziwiona tą obojętnością syna.
Była to jednak sztuczna obojętność. Jan, skoro