Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę powiedziéć twemu ojcu, żeby mi tych parchów zaraz wypędził z miasta, bo człowiek potém nie ognał-by się nigdy przed tém plugawstwem! Uważałaś ty? ona ją przedstawiała, jakby jaką damę! A to szkandal prawdziwy!
— Bo najlepiéj było nie chodzić!
— Któż się spodziewał czegoś podobnego? Przez moje głupie serce dałam się namówić do tego. Mówili: chora, chora.
Na łoskot, sprawiony upadaniem wazoników na podłogę, ciocia z kuchni przybiegła przestraszona.
— A tu co się stało? Wszelki duch chwali!
— To ciotka winna temu wszystkiemu! — zawołała panna, rada, że ma na kim wywrzéć swój gniew.
— Ty zawsze tylko z twemi głupiemi radami! — zawołała matka.
— Ciągle nam tylko trajkotała w uszy o tych Leszczycach!
— Żeby nie ona, to-by nam nawet na myśl nie przyszło coś podobnego!
— O cóż wy się tak kłócicie, moje drogie? — spytała ciotka, patrząc zdziwionym wzrokiem to na jednę, to na drugą. — Anielciu! o cóż tobie chodzi? — spytała, zbliżając się do Anieli. Ten naiwny spokój głuchéj ciotki jeszcze do większéj pasyi doprowadził Anielę. Ofuknęła się na nią:
— Niech mi ciotka da święty spokój! — rzekła i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.