Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Amelka nie odpowiadała nic słowami, tylko całowała starą Leszczycową z uciechy po rękach, a każdy ruch jéj, każde spojrzenie mówiło, jak jest szczęśliwą.
Od owego dnia Amelka czas i serce dzieliła między Leszczyców i ojca. W dzień przesiadywała u nich, a na wieczór wracała do ojca, spowiadała mu się z uczuć i wrażeń swoich, opisywała Jana, zdawała mu dokładną sprawę z tego, co z nią mówił, co robił, jak patrzał, i razem z ojcem wyciągali z tego wnioski i domysły o jego uczuciach. Córka wtedy zwykle wątpiła, a ojciec dodawał jéj nadziei.
Tak było dni kilka.
Jednego dnia Amelka, przyszedłszy po południu, jak zwykle do Leszczyców, zastała tam jakieś, całkiem jéj obce, osoby. Była to pani burmistrzowa z córką. Przyszły one niby odwiedzić chorą. Właściwy zaś powód był ten, iż po mieście rozeszła się pogłoska, że młody Leszczyc został dyrektorem i wspólnikiem jakiéjś wielkiéj fabryki nafty, i niebawem ma wyjechać. Bajeczkę tę wymyślił aptekarz, gdy go zewsząd ciekawi zarzucali pytaniami: co ten Leszczyc porabia? co będzie robił? i tak daléj. Bajeczka wnet rozeszła się po mieście, a burmistrz od Josla przyniósł ją do domu. Wnet tedy stanęło na radzie familijnéj, że trzeba daléj pilnie uprawiać znajomość z Leszczycami i, bądź co bądź, młodych zbliżyć do siebie; a że młody Leszczyc jakoś nie