Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skrzyni nie widziała wtedy, a potém nie przywieziono nic podobnego. Zdziwienie jéj było jeszcze większe, gdy za poruszeniem światła, które trzymała Sura, zobaczyła w głębi piwnicy jeszcze jakieś kufry. Zkąd się to tutaj wzięło? Tego nie umiała sobie wytłómaczyć. Te kosztowności, które ojciec wydobywał ze skrzyni, przypomniały jéj żywo owe legendy o zaklętych skarbach w piwnicach, o których tyle piastunka jéj gadała nieraz. Zdawało jéj się, że weszła do jednéj z takich piwnic. Sura, z twarzą żółtą, o ostrych rysach, które światło lampy jeszcze w ostrzejsze rzeźbiło linie, sprawiała jéj wrażenie czarownicy, a ojciec — robiła sobie wyrzuty w duszy, że jéj mogło przyjść podobne porównanie — ale ojciec przypominał jéj w téj chwili jednego z owych legendowych rozbójników, tak oblicze jego było w téj chwili ponure, tak dziko patrzały oczy, a sfałdowane zamyśleniem czoło nadawało jeszcze więcéj srogiego wyrazu jego twarzy. Anielka nigdy go takim nie widziała. Ile razy był z nią, twarz ta miała wyraz łagodny, oczy uśmiechały się. Prawie nie poznawała teraz ojca, bała się go w téj chwili i, chcąc coprędzéj zmienić groźny wyraz tych rysów, zeszła po cichu po schodkach do piwnicy, zbliżyła się do niego i, aby zwrócić jego uwagę na siebie, krzyknęła. W téj chwili Sura wzdrygnęła się tak, że lampa wypadła jéj z dłoni i zgasła, a żyd głosem jakimś chrapliwym, okropnym, w którym malowała się śmier-