Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

proszę państwa uważać, bo to doprawdy zajmująca historya.
Słowa te skierowała opowiadająca do Maurycego, który podczas jej opowiadania półgłosem prowadził rozmowę z Ireną. Zawezwany w ten sposób niespodziewanie do uwagi zmieszał się i rzekł:
— Ależ słuchamy.
— Warto posłuchać; takie rzeczy nie codzień się zdarzają. Otoż zjawia się człowiek, który, nie dbając na grożące niebezpieczeństwo, rzuca się z siekierą, czy tam czemś, na ratunek nieszczęśliwej, wyrębuje okratowane okno i ocala moję drogą Salusię.
— Dzielny i zacny chłopak — zawołał baron. — Cóż pan na to, panie Szmitowski? Według teoryi pańskich, czyn taki nazwać-by może trzeba szaleństwem? Praktyczności i rozumu w nim za grosz dopatrzyć się nie można.
— Jakto? pan mógł-byś nie pochwalić takiego czynu? nie unosić się nad nim? — spytała z rodzajem oburzenia Zofia, mierząc zarumienionego Adolfa zdziwionym wzrokiem.
— Jeżeli państwo pytacie mnie o ocenienie tego czynu — odrzekł Adolf — to nie mogę go nazwać, jak tylko szaleństwem i nierozsądkiem. Ten człowiek dla niepewnego ocalenia biednej dziewczyny, narażał nietylko siebie, ale może byt swojej