Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I zużytkowałem go po swojemu: poświęciłem się mechanice. Dziś maluję plany fabryk i machin.
— Ty mechanikiem? Teraz się nie dziwię temu, coś wprzód mówił. Nietylko słowem, ale i czynem poparłeś zasady twoje.
— Wynikły one z mego wychowania. Ojciec mój jest człowiekiem w całem tego słowa znaczeniu praktycznym. Chowając się pod jego okiem, wcześnie przyzwyczaiłem się patrzéć na wszystko ze stanowiska utylitarnego. Korzyść stanowiła wartość rzeczy. Nie myślałem tylko o korzyściach materyalnych, ale także i o moralnych; jednak zawsze rzeczywistych. Otóż, takiém okiem patrząc na drogi, które się przede mną otwierały, przeniosłem mechanikę nad sztukę, bo mnie rozum praktyczny przekonał, że fabryka, którą zbuduję, koło któréj stukilkudziesięciu robotników znajdzie sposób do życia, a kraj pożydek, większą będzie miała wartość, niż obraz, choćby znakomicie namalowany, na który patrząc, doznają chwilowego wrażenia, pochwalą, że piękny, a po latach kilku zapomną. Powolne i słabe działanie sztuki na ludzi — nie zadowolniło mnie i pchnęło na praktyczną drogę.
— Wobec tych teoryi, wstyd-by mnie było przyznać się do zawodu, który obrałem sobie za cel życia, gdyby nie to, że jestem najmocniéj przekonany, że sztuka, mniéj widoczne, ale pożywniejsze