Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i uprawiało, jest niczém, stratą czasu?... Oto do czego dochodzicie, panowie pozytywiści!
— Źle mnie zrozumiałeś, Jerzy. Nie potępiam, sztuki, ale jéj obecny stan chorobliwy, nieprodukcyjny. Sztuka ma wielkie zadanie w społeczeństwie: ona uszlachetnia, zapala, podtrzymuje w nas piękne uczucia i, ukazując ideały cnoty, zachęca do ich urzeczywistnienia. Ale idzie o to, aby poezya podnosiła to, co jest istotnie piękném, dobrém i szlachetném; aby złego nie odziewała w powabne szaty i nie nadawała mu pozoru cnoty; potrzeba, aby odbijała życie, jak źwierciadło, ale nie fałszowała jego fizyognomii. Ludzkość idzie na przód, wyraz jéj i potrzeby zmieniają się, a tymczasem poezya i Kościoł pozostały w tyle, za niemi.
Poeci chwalą wciąż, do unudzenia, tę minioną przeszłość; tam widzą piękność, wspaniałość, bohaterstwo. A przecież owe olbrzymie zapasy ludzkości w dzisiejszych czasach warte także pieśni; ludzie, co z cyrklem, łańcuchem mierniczym i łopatą zdobywają dla cywilizacyi przestrzenie ziemi, prostują drogi i budują koleje, większymi może są bohaterami, niż ci, którzy te drogi znaczyli ogniem i krwią. Poezya tego zrozumiéć nie chce; nie umié dopatrzyć ideału w bohaterze naszych czasów, bo patrzy na świat oczyma średniowiecznemi, podobnie jak Kościoł. W malarstwie także zwalona chata, ruina, nędza, silniéj przemawiają