Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




I.

Przed dworcem kolei jednéj z podrzędniejszych stacyi przechadzał się wieczorem dnia 14-go Maja jakiś podeszłego już wieku mężczyzna i niecierpliwie zdawał się oczekiwać przyjścia pociągu od strony Wrocławia, bo co chwila podchodził pod latarnią, spoglądał na zegarek, to znowu zapuszczał oczy w ciemną przestrzeń, w któréj gubiły się błyszczące szyny kolei. Staruszek był mały, chudy, zawiędły, ale ruchliwy i pełen życia. Twarz jego przy blasku latarni wyglądała jak karta geograficzna, porysowana w różnych kierunkach zmarszczkami, wśród których małe, żywe, przenikliwe oczy niespokojnie się ruszały, niby dwie krople zoxydowanego merkuryuszu. Ubranie niezbyt wykwintne i niezgrabne, a bardziéj jeszcze żylaste, poczerniałe ręce świadczyły, że to człowiek trudniący się ciężką pracą. Pomimo tego, służba kolejowa z widoczném uszanowaniem zachowywała się