Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że może mu się uda przez Jerzego uzyskać po dobrowolnej ugodzie odstąpienie parku, i w ten sposób usunąć powód wzajemnych niechęci. Zależałoby to głównie od charakteru barona, którego Adolf z opowiadania ojca najmniéj mógł poznać. Chciał więc sam z blizka mu się przypatrzyć i osądzić, czy może co rachować na swój plan. Chciał jeszcze tylko zasięgnąć od ojca bliższych objaśnień co do mieszkańców Zalesia, a przedewszystkiem: czy się nie mylił co do osób, czy rzeczywiście Jerzy, mówiąc o swoim teściu, miał na myśli właśnie owego barona, z którym ojciec jego tak uporczywą i długą prowadził wojnę. Pora była sposobna, bo właśnie ojciec, po dłuższej naradzie ze Szmulem, wrócił do pokoju.
— A to marnotrawca! łajdak! — rzekł stary Schmidt, wchodząc zachmurzony.
— Cóż się stało? — spytał Adolf.
— Wyobraź sobie: nie chcąc sprzedać mi parku od téj strony, by nie dopuścić rozszerzania się fabryk, sprzedał żydom las, prześliczne dęby od strony rzeki, sztuka w sztukę po 5 talarów. To marnotrawstwo! to szelmowstwo!
Stary był oburzony. Nie wróg barona, ale spekulant, człowiek praktyczny, przemawiał przez niego.
— Ale to nie dosyć na tém. Czy wiész, co zrobił z temi pieniędzmi? Pojechał parę dni te-