Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Baron mrugnął na Adolfa znacząco i szepnął z uśmiechem:
— Już my ją uleczymy.
Adolf w milczeniu uścisnął mu rękę za te słowa. Potem przeszli do sali jadalnej.
Zdziwienie Jerzego, gdy zobaczył Schmidtów wchodzących, było tak wielkie, że zapomniał nawet przywitać się z Adolfem. Baron bawił się krótko tem osłupieniem Jerzego, a po chwili rzeki;
— Cóż to, Jerzy, nie witasz pana Adolfa? Czy go nie poznajesz?
Jerzy, odurzony tym widokiem, machinalnie podał rękę Adolfowi i patrzał na barona, jakby czekał od niego wytłómaczenia, co to wszystko znaczy.
— Przedstawiłeś mi kiedyś pana Adolfa — rzekł baron — jako twego kolegę, a ja ci go przedstawiam jako swego przyjaciela — naszego przyjaciela. To przedstawienie powinno ci wystarczyć, abyś go tak, jak ja, pokochał, bo wart tego. A to ojciec jego. Mój zięć, Jerzy; — dodał, przedstawiając Jerzego staremu Schmidtowi.
To powiedziawszy, zatarł ręce ucieszony i poszedł po Zosię.
Ta siedziała w swoim pokoju, smutna, znękana. Wczorajsze dziwne zniknięcie Adolfa z ogrodu, gdzie go napróżno potem Salusia szukała, martwiło ją i niepokoiło. Nie pojmowała, co mo-