Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pół godziny. Treść ich rozmowy tyczyła się owéj spowiedzi Jakóba. Potém wyszli obaj przed dom, gdzie Adolf czekał na nich. Stary Schmidt miał twarz rozjaśnioną i rozrzewnioną nieco. Idąc obok barona, był nieco żenowany serdecznością i przyjaźnią człowieka, któremu przyzwyczaił się dawniéj kłaniać uniżenie. Jednak nie dał tego poznać po sobie i nastrajał się do tego samego poufałego tonu.
— No, panie Schmidt, więc już nic nic jesteśmy sobie winni — rzekł baron, klepiąc go po ramieniu.
— Nie, panie baronie. Zkwitowaliśmy się zupełnie.
— A w procencie przyjmijcie moję przyjaźń i życzliwość.
— Panie baronie, to nie procent, to już lichwa — rzekł żartobliwie Schmidt. — Mój chłopak przecież miał słuszność, broniąc tak zawsze pana barona.
— Więc bronił mnie? — spytał baron, patrząc z wdzięcznością na Adolfa. — Dziękuję ci, panie Adolfie. Panie Schmidt, możesz być dumnym z takiego syna.
Schmidtowi staremu ta pochwała oblała zwiędłą twarz rumieńcem zadowolenia i radości.
Potém wspólnie we trzech udali się na oglądanie fabryk. Baron z podziwem i ciekawością