Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Baronie, jakże jesteś dobry i szlachetny! — rzekł z uniesieniem Adolf, ściskając jego rękę.
— Czy chciałbyś, aby baron dał się wam zawstydzić i był gorszym od was? — odrzekł z godnością. — Na tém polu nie dam się wam zwyciężyć. No, do widzenia, mój chłopcze.
Skinął mu ręką i wrócił do pałacu, a Adolf zniknął w ciemnościach na drodze, prowadzącéj ku stawom. Tak mu było lekko, że zdawało mu się, jakby w téj chwili skrzydła inu urosły u ramion i unosiły go wysoko ponad ziemię. Był zachwycony i wniebowzięty szczęściem swojém.




XXVII.

— Czy wiecie? Maurycego niéma! — rzekł pomieszany Jerzy, wchodząc na balkon, gdzie baron z Ireną siedzieli przy śniadaniu.
Irena upuściła filiżankę z bezwładnéj dłoni i zbladła. Baron spojrzał na nią długiém, wytrzymaném spojrzeniem, potém rzekł do Jerzego:
— Pewnie wyszedł gdzie na spacer. — Mówił tak dla uspokojenia Jerzego, ale w duszy szczerze pragnął, aby domysł o wyjeździe Maurycego się sprawdził. Ułatwiało to rozwiązanie całéj sprawcy, bez użycia gwałtownych środków.