Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zebrać przytomność; wreszcie nie chciał wychodzić tuż za Ireną, by ktoś z domowników nei spostrzegł tego... Po niejakim dopiero czasie zdecydował się wyjść.
Gdy już był we drzwiach, jakaś postać ciemna zatrzymała go i rzekła surowym głosem!
— Za pozwoleniem...
— Kto tu?... — spytał Maurycy, zmieszany obecnością człowieka. Przyszło mu zaraz na myśl, że może podsłuchywał jego rozmowę z Ireną.
— Jestem Adolf Schmidt — odrzekł przybyły
Maurycy cofnął się, zdziwiony tem niespodziewanem zjawieniem się Schmidta. Adolf postąpił za nim do wnętrza altany.
— Czego pan chcesz tutaj? — odezwał się Maurycy dumnie — W jakim zamiarze wkradasz się pan po nocy do obcego domu?
— W uczciwszym, to panu zaręczyć mogę, niż pan, który tu za dnia przyszedłeś.
Maurycy nie mógł już wątpić, że Adolf słyszał wszystko. Mimo to, nie chciał dać mu poznać obawy swojej i spytał znowu:
— Czego pan chcesz tutaj? Czyż nie dość panu było, że go baron raz już wypędził ze swych posiadłości. Przyszedłeś pan powtórnie probować tego?
— Co zaszło między mną a baronem, to do pana nie należy. Barona życiem mojem przeko-