Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdawało się niepodobieństwem, żeby można być szczerym lub wesołym w towarzystwie tego człowieka. Nawet córka, co była jedyną istotą, z którą rozmawiał serdeczniéj, którą kochał, w towarzystwie jego nabrała posępności i zdziczała po trochu. Niektórzy mieli Mruka za człowieka złego i bali się go; inni mówili, że to już natura taka; ale i ci nawet nie starali się zbliżyć do niego.
Cierpiano go zaledwie. Sam właściciel go nie lubił; trzymał go więcéj z obowiązku wdzięczności; gdy bowiem ojciec Schmidta stracił miejsce w dobrach barona, Jakób dał mu wtedy w swéj chacie schronienie. Wprawdzie zrobił to więcéj dla upokorzenia starego, niż przez litość, dla pokazania mu, że musi potrzebować łaski tego, któremu córki swéj w zamężcie dać nie chciał i nieraz pastwił się wymówkami nad dogorywającym starcem; jednak Schmidt pamiętał zawsze, że ojciec jego skonał w chacie tego człowieka, i skoro przed rokiem, Jakób obdarty i zubożały, zjawił się u niego, prosząc o służbę, nie namyślał się ani chwili i dał mu miejsce dozorcy w kopalniach. Chciał przez to może także nagrodzić krzywdę, jaką dawniéj wyrządził był Jakóbowi. Gdy bowiem ten, będąc jeszcze lokajem we dworze, starał się o siostrę jego, — Schmit, kierując się tu więcéj uprzedzeniem i wstrętem, jaki czuł do Jakóba,