Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Siedzieli tedy człowiek i pies w milezeniii w cieniu ściany pałacowej.
Pomimo spóźnionej pory i nieobecności młode“ go barona, który z żoną wyjechał do wód, w pałacu widać było ruch jeszcze; w kilku oknach świeciło się i po jasnych szybach cienie ludzkie się przesuwały. Od czasu do czasu wychodził jakiś mężczyzna z cygarem w ustach na ganek i prędkiemi krokami chodził po kamieniach i znowu wracał do pokojów, лvezwany przez lokaja. Był to doktor, sławny doktor położnictwa, którego sprowadzono ze stolicy do siostry barona, mającej tu odbyć połóg. Chwila ta nadeszła właśnie, ale niezbyt szczęśliwie; chora już drugą noc męczyła się. Stara jej matka na operacyą przystać nie chciała i zaklinała doktora, aby wszelkich używał starań, by ocalić i dziecko, i matkę. Śmierć dziecka zabiła-by i chorą, która była już i tak wątłego zdrowia w skutek silnej choroby mózgowej, jaką przebyła niedawno po śmierci swego męża, z którym zaledwie pół roku żyła. Śmierć jego tak silnie podziałała na nią, że była chwila szaleństwa, w której chciała koniecznie umrzeć; jedynie wzgląd na dziecko, które nosiła w łonie, wstrzymał ją od rozpacznego kroku; śmierć więc dziecka rozstroiła-by do reszty i zniszczyła ten slaby organizm. Dlatego stara jej matka zaklinała dokto-