Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— mówił dalej barou — kąpiele wzmocnią cię i odświeżą... Pojedziemy na kilka tygodni...
Potrząsła znowu głową i rzekła:
— Nie...
— Zosiu... — odezwał się baron rozżalony — jeżeli nie masz już litości nad sobą, to miej nade mną, starym... Ty mnie do grobu doprowadzisz... Powiedz mi, o co ci idzie?... czego chcesz ode mnie?.. — mówił zdesperowany.
— Nic... — odrzekła i westchnęła ciężko.
— Czyż się to godzi, abyś dla lada kogo, dla jednego ło....
Zatrzymała go w zapale spojrzeniem. Poprawił się i mówił dalej;
— Dla jednego człowieka poświęcała nas wszystkich... i zasmucała nas... Wszak nic złego ci nie zrobiłem... Przecież nie możesz wymagać niepodobieństwa, nie możesz chcieć ode mnie, abym zezwolił na taki mezalians. No, przyznaj sama. Pomyśl, coby świat na to powiedział, gdybym pozwolił na coś podobnego? coby matka twoja powiedziała, gdyby żyła?..
Zofia znowu zwróciła na niego duże swe oczy. Tym razem z ciemnych ich przepaści wyglądała surowość i ciemne brwi zbiegły się do środka czoła. Tem zmarszczeniem brwi i surowym oczu wyrazem powiedziała mu, że nie wierzy w to, co jej mówił, że obraża tem pamięć jej matki.