Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy wiesz... — baron zapłacił.
Chciał coprędzej wypchnąć z siebie tę nowinę, która go paliła, niepokoiła i drażniła.
— Zapłacił?.. — spytał syn. Wiadomość ta zdawała mu się dość obojętną, przyjął ją bez zdziwienia. Dusza jego jeszcze nie przebudziła się zupełnie... nie umiała myśleć i oceniać doniosłości faktu, który ojca jego tak elektryzował i wzburzył.
— Tego się nigdy nie spodziewałem — odezwał się znowu stary. — Zapłacił, gotówką, złożył natychmiast tę sumę w sądzie, pierwej nim mu doręczono pozew. To nie do uwierzenia!
— I zkądże wziął pieniędzy? — spytał Adolf, oryentując się powoli w tej sprawie i zajmując się nią.
— Albo ja wiem. Tym ludziom nic nie poradzi. Ci zrujnowani pankowie mają naturę gadu: tłucz kijem jak chcesz, on jeszcze się rusza. Sądziłem, że już go się pozbędę, że się mi nie wywinie. Tymczasem... zapłacił. Teraz niema już nadziei zdobycia tego kawałka ziemi. Fabryki moje mają bardzo ciasną przyszłość; ot, będzie się z biedą wlokło i tyle. Ale dla ciebie tu niema poła. Było-by niesumiennością z mojej strony zatrzymywać cię w tej dziurze. Akt wspólnictwa jeszcze nie gotowy, możesz zaraz wycofać gotówkę, resztę spłacę ci pieniędzmi barona. Musisz