Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż, mając pretensye do barona, do zięcia jego żadnéj urazy nie żywi.
Uwagami temi zdawało mu się, że całkiem uspokoił syna. Gdy wrócili do domu, udał się zaraz po wieczerzy na spoczynek; na drugi dzień bowiem równo ze świtem chciał pojechać do miasta dla rozpoczęcia prawnych kroków przeciw baronowi i oddania zarazem Jakóba w ręce sprawiedliwości.
Adolf został sam ze sobą, a raczéj z całym nawałem smutnych myśli, które przeciągały po głowie jego, jak orszak pogrzebowy. W istocie pogrzeb w téj chwili odbywał się w jego duszy. Grzebał ledwie co urodzone nadzieje, uczucie, które jeszcze nie zdobyło się na słowa; to téż niesłychanie smutno mu się zrobiło w sercu: życie, które dziś rano wydawało mu się takiém wesołém, pełném rozkosznych szeptów, czarownych tajemnic, barw, woni, światła — teraz stało się pustém, jałowém, bezbarwném; patrzał w przyszłość, jak w step bezbrzeżny, na którym nie widział żadnego punktu, gdzieby oko i myśl spocząć mogły i rozweselić się. Nie miał czém zaludnić téj pustyni, co w duszy jego się rozsiadła.
Długi czas chodził po pokoju zamyślony, z głową zwieszoną na dół. Czasami zatrzymywał się przy lampie, wypatrywał się w jéj płomień długie chwile, i znowu chodził wkoło stołu, gnany