Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc podniesiesz pieniądze u bankiera?
— Twoje pieniądze?
Baron znowu się wahał i namyślał... Jakkolwiek był przekonany, że to wszystko robi dla Zofii; jednak naruszenie sierocego majątku budziło w nim pewne skrupuły. Sumienność jego nie pozwalała na to. Zofia chciała mu ułatwić zdecydowanie się i rzekła;
— Wszak lepiej, że ja będę twoją wierzycielką, niż kto inny.
Barona ten argument przekonał.
— Prawda, — rzekł, — ty będziesz moją wierzycielką.
— A gdy nie zapłacisz w terminie, zlicytuję bez litości, — dodała, śmiejąc się wesoło i tuląc się do piersi jego.
Baron także otworzył usta do śmiechu, gdy naraz jakaś myśl zatrzymała uśmiech na ustach, a oczy stanęły nieruchomo, poważnie.
— Co ci się stało? — spytała, przestraszona tą nagłą zmianą, Zofia.
Pytanie to roztopiło surówką powagę twarzy, rysy chwilowo zesztywniałe zmiękły w łagodny uśmiech, a oczy zwróciły się na Zofią.
— Nic, nic, moje dziecię. Twoję pożyczkę przyjmuję.
Zofia, uradowana, że się jej udało przeprowa-