Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w milczeniu w rękę. Barona ten niespodziewany pocałunek tak przestraszył, że się zerwał z krzesła i zawołał:
— Co to?
— To ja, wuju.
— A! to ty? Idziesz już spać? Dobranoc ci. Pocałował ją chłodno, obojętnie w czoło i odwrócił się; ale Zofia zatrzymała jego rękę w swoich drobnych rączkach i, patrząc mu ze współczuciem w oczy, spytała:
— Co tobie, wuju?
— Nic, nic. Małe zmartwienie.
— Więc to prawda, że ten Schmidt chce majątek twój wystawić na licytacyą?
— Zkąd wiesz o tem?
— Jerzy mówił,
— Jerzy?
Baron się zatrzymał, jakby czekał, czy nie powić mu co więcej, a nie mogąc się doczekać, spytał sam:
— I cóż więcej mówił?
— Ze będziesz musiał zaciągnąć pożyczkę.
Baron zmarszczył czoło.
— To wiele powiedział.
— I od kogóż myślisz pożyczyć, wuju? To znaczna suma.
— Tak, a mnie ani mniej znacznej nikt nie pożyczy. Dobra moje, jak mi rządzca mówił,