Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niéma czém. Suma znaczna, jak mi wspominał baron.
Irena zmieszała się tą wieścią.
— I cóż ojciec chce począć? — zapytała.
— Będzie musiał zaciągnąć pożyczkę.
— U kogo?
— Ja sądzę, że się takich dużo znajdzie. Ja sam, gdybym miał gotówkę, chętnie-bym zrobił tę przysługę baronowi. Ale, jak wiesz, książę wyjeżdżał za granicę i musiałem mu wypłacić całą należytość za klucz Barecki.
— Biedny ojciec! — odezwała się znowu Irena; — wiem, że go to martwić musi; on tak nie przyzwyczajony zajmować się interesami.
Do tego się ograniczyło współczucie dla barona. Kilku słowami i westchnieniami spłacono dług sercu; potém Irena rozpoczęła z Maurycym rozmowę o królu Learze, którego świeżo przedstawiano w Berlinie, a Jerzy odczytywał po raz nie wiem który telegram z Medyolanu i pieścił duszę marzeniami o sławie.
Jedna tylko Zofia, dowiedziawszy się o powodach smutku barona, wstała zaraz po herbacie i poszła do jego pokoju.
Zastała go siedzącego przy biurku, na którem oparł się obiema rękami i, nieruchomy, wpatrywał się w płomień palącéj się lampy.
Zofia zbliżyła się do niego i pocałowała go