Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bna..... Wszak samo Zalesie warto najmniéj milion.
— Tak, ale cięży na niém ośmkroć sto tysięcy długu... Nie przypuszczałem nigdy, że się tyle narobiło długów; podpisywanie wexli niewiele mnie kosztowało trudu... to téż podpisywałem bez zastanowienia. Rządzca przekonał mię cyframi, jak daleko zabrnąłem... Żyłem pożyczką.
— A Zalesie, czy nie nie przynosi?
— Dochód pochłaniało utrzymanie pałacu i parku. Jestem bankrut...
Baron zakrył twarz rękoma i westchnął ciężko. Westchnienie podobnem było do jęku, który gdzieś, z głębi piersi, dobywał się, jak echo. Jerzy położył na chwilę pióro i patrzał, to na barona, to na nuty; uwaga jego rozdwajała się między muzyką, do któréj w téj chwili czuł się tak usposobionym, a baronem, nad którym się litował.
— I niema sposobu zaradzić temu? Wszak dłużnicy mogą poczekać.
— Tacy, jak Schmidt, czekać nie będą... A on jest najgłówniejszym kredytorem, bo wykupił od żydów znaczną część moich wexli. Lada chwila mogę się spodziewać ogłoszenia licytacyi. — Jedynie pożyczka, gruba pożyczka, mogła-by mnie uratować...
Mówiąc to, podniósł oczy na Jerzego i czekał. Chciał, aby Jerzy z milczenia jego domyślił się,