Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będziecie sądzić i krytykować moje dzieło. Żona zaśpiewa je wam. Proszę cię, Ireno.
— To niepodobna; jestem dziś nieusposobiona — odrzekła Irena. — Nie mam chęci. Pieśń twoja straciła-by tylko na tem.
— Ależ to nie będzie popis, lecz próba. Radbym bardzo usłyszeć tę pieśń, jak brzmi w kobiecym głosie. Z mojego śpiewu nie mogę mieć o niej wyobrażenia, bo ja wyję, a nie śpiewam. No, Ireno, proszę cię.
— Mój drogi, uwolnij mnie dziś od tego — odrzekła kapryśnie, z grymasem znudzenia, Irena. — Inną razą chętnie to zrobię. Dziś nie proś mnie napróżno.
— A ja chciałem dziś ostatecznie załatwić się z tą pieśnią — rzekł, zasmucony uporem żony, Jerzy — a jutro pisać dalej.
— Niech pani będzie łaskawą... — wtrącił Maurycy i spójrzeniem poparł prośbę...
— I pan przeciwko mnie? — spytała Irena, już z mniejszym uporem.
— Chęć usłyszenia głosu pani i pieśni usprawiedliwia naszę natręctwo. Tak dawno nie mieliśmy przyjemności słyszeć pani...
Irena, zamiast odpowiedzi, wstała posłuszna i poszła do fortepianu. Przechodząc koło Maurycego, szepnęła zniżonym głosem:
— To tylko dla pana.