Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

telnikom to czarowne zaklęcie, co zdziałało przemianę, odsłonimy ten talizman, co piersi jej nowem ożywiał życiem i przeczytamy imię, które niewyraźnie zarysowało się na niem. Imię to: Adolf.
Baronówna sama nie domyślała się jeszcze, jak to imię zaciężyło jej na sercu. Zdawało się jej, że tylko zasługi tego człowieka tak ją zajmowały, opętały prawie i zachęcały do naśladowania. Tymczasem rzecz się miała inaczej. Zasługi, choćby nierównie większe, niż te, które położył Adolf, przeszły-by pewnie niespostrzeżenie przed jej oczyma, gdyby ich dokonał człowiek inny, który-by jej nie obchodził. Nie czyny, ale osoba przemówiła do niej i pociągała ją za sobą. Zofia podjęła szlachetną rywalizacyą, siliła się sprostać mu, bo chciała go być godną.
Taka była geneza jej odrodzenia; nie wiedziała jeszcze o tem, jak dziecię w dniu urodzin nie wić, kto mu dał życie. Świadomość ta przychodzi później dopiero.
Obecnie zdradzała się tylko tem, że Zofia była ciekawą wieści z fabryki Schmidtów. Na przekór jednak jej życzeniom, wieści nie było żadnych, gdyż Salusia od tego czasu nie pokazała się w ochronce. Doniesiono baronównie, że pielęgnuje chorego ojca, który leży zamknięty w śpichlerzu i pilnie jest strzeżony. Z obawy, aby przez córkę