Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jomego. Starała się otrząsnąć z tego wrażenia i odezwała się wesoło:
— Twój wybawca został dostatecznie za swój czyn nagrodzony, bo pozyskał w tobie protektorkę dla siebie. Kto cię słucha, musi mimowoli kochać go.
— I bez mego gadania kocha go wielu, bo on każe się kochać swojém postępowaniem. Niedawno jak przybył, a już tyle dobrego zrobił. Pozaprowadzał ulepszenia w domach robotników, urządził parową pralnią, za co go wszystkie kobiety błogosławią; w kuźnicach posprawiał kamienne zasuwy do pieców, przez co robotnicy nie pieką się, jak dawniéj, i nie tracą wzroku od gorąca. Zgoła, gdzie stąpnie, wszędzie rad-by ludziom pomódz, ulżyć im pracy, uprzyjemnić życie.
— Zaczynasz mnie coraz więcej rozciekawiać, moja droga. Mam ogromną chęć poznać tego dobroczyńcę waszego.
— O! warto, panienko. Takich ludzi nie codzień się spotyka. On-by się panience bardzo spodobał.
Zofia wybuchnęła szczerym śmiechem.
— Może-byś mnie i wyswatała za niego? Dziewczyna posmutniała na te słowa i rzekła poważnie:
— To nie.
— Czemu? Czy była-byś zazdrosną o niego?