Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie rzeczy na stół. Był gorliwym katolikiem, choć, obcując z nim, mógłbyś tego nie wiedzieć. Gdy demokratyczni przyjaciele pani Sand wygłaszali szumne swe utopje, wycofywał się w milczeniu i przechadzał się w głębi pokoju z twarzą nieco zmrożoną. O Polsce także nie mówił, nadto święcie chowając ją w sercu. Usposobienie zazwyczaj pogodne — często był cięty w mowie, gdy trzeba było odparować żart czy złośliwość, choć wyzbyty był zupełnie złości i urazy. Czar jego zresztą osobisty chronił go od zaczepek i zbytniej poufałości. Liszt widział go niekiedy mocniej poruszonego, ale i wtedy natychmiast się opanowywał, i pierwsze już słowa jego w tym stanie były rozważne, układne. Był dobrze, był idealnie wychowany, nietylko zewnętrznie, lecz nadewszystko wewnętrznie. Dla wszystkich był jednako uprzejmy. Przeszedł on, powiada Liszt, „przez mękę tortury kobiecej“, z którą się nigdy nie zdradzał. W utwory swe muzyczne tylko przelewał tę mękę, ale i tu strzegąc się wszelkiego wyrazu brutalnego, a zwłaszcza wszelkiego melodramatu, do którego czuł rzetelną odrazę. Sztuka, według niego, powinna zawsze dawać coś do przewidywania, do przeczuć: obnażanie się zupełne jest nieprzystojnością. „W genjuszu jego było coś niebiańskiego. Lasy i pustynie odstraszały go. Trzeba mu było błękitu nieba“.
Pani Sand twierdzi w „Historji swego życia“. że stosunek Szopena do niej był zawsze pełen „względów, oddania się, uprzejmości, wdzięku“, i że tylko rozdrażnienie jego wskutek choroby wytwarzało zatar-