Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyta dalej: księcia Karola spotyka Lukrecja, artystka teatralna, kobieta zmęczona piętnastoma latami namiętności, której zdaje się, że się już wyrzekła miłości. Ulega ona jednak Karolowi, atoli z uczuciem raczej macierzyńskiem.
Czyta: „Będę go kochała — oświadcza, składając długi i mocny pocałunek na bladem czole młodego księcia — ale to będzie, jak miłość matki“. Opatrzność tu ją posłała do księcia, jako osobę najodpowiedniejszą na towarzyszkę i do zbawienia go. Ona bo zawsze „opiekowała się i przywracała do czci, zbawiała lub starała się zbawiać ludzi, których miłowała. Poskramiając ich wady czułością, naprawiając ich błędy poświęceniem, chybiała w czynieniu bogów z tych zwykłych śmiertelników. Ale poświęciła się całkowicie, żeby to osiągnąć“...
W dalszem czytaniu dowiaduje się, że Karol nie poznał się wcale na tej wyjątkowej naturze. Nienawidził on w Lukrecji tego, co „zwał w swej myśli gruntem beztroski cygańskiej, pewną tępotą organizacji gminnej. Nie przejmując się zgoła bólem, jaki jej sprawiał, powiadał sobie, że ona nic nie czuje, że ma z dobroci pewne chwile troskliwości, ale że, wogóle, nic nie może dojąć natury tak odpornej, tak mocnej i tak łatwej do rozrywek i do pocieszania się. Rzecby można, że wówczas był nawet zazdrosny o zdrowie, pozornie tak silne, swej kochanki, i że wyrzucał Bogu spokój, jakim On ją obdarzył“. O cóżbo on nie był zazdrosny tyranizując ją w swej miłości? O wszystkich i o wszystko!