Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

on o nich tylko zluźna i nie rozumiał ich zgoła. Oceniał wszystko z punktu widzenia bardzo odmiennego od mojego. Prawdziwą mą siłę czerpałam z syna, który był już w takim wieku, że mógł podzielać ze mną sprawy najpoważniejsze życia, i który podtrzymywał mnie swą równością charakteru, rozumem swym bystrym nad wiek i niezmiennym swym dobrym humorem. Nie mieliśmy, on i ja, jednakowych poglądów na wszystko, ale mieliśmy wspólnie wiele podobieństw organizacji, wiele tych samych gustów i tych samych potrzeb; prócz tego, więź przywiązania naturalnego tak ścisłą, że niezgoda jakowaś między nami nie mogła trwać dłużej nad dzień i ostać się w chwili wyjaśnienia w cztery oczy. Jeżeliśmy nie żyli w tym samym obwodzie pojęć i uczuć, była, przynajmniej, wielka brama zawsze otwarta w murze środkowym, brama przywiązania ogromnego i ufności absolutnej.
W następstwie ostatnich recydyw chorego, umysł jego zaćmił się bardzo, i Maurycy, który go dotychczas kochał bardzo czule, naraz został dotknięty przez niego w sposób niespodziewany z powodu rzeczy błahej. Ucałowali się w chwilę potem, ale ziarno piasku upadło do spokojnego jeziora, i powoli kamienie poczęły tam spadać jeden po drugim. Szopen był często podniecony bez żadnej przyczyny, a niekiedy podniecony niesprawiedliwie — na najlepsze intencje. Ujrzałam, że zło się powiększa i rozciąga się na inne dzieci w mym domu. Rzadko na Solange, którą Szopen przekładał nad inne, z racji, że ona jedna nie psuła go, ale na Augustynę z goryczą przerażającą i na Lamber-