Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy powrócił do przytomności, widząc, w jakim stanie znajdowaliśmy się, rozchorował się z rozpatrywania wstecz naszego niebezpieczeństwa; ale potem wyznał mi, że, czekając na nas, widział to wszystko we śnie, i że, nie odróżniając już snu od rzeczywistości, uspokoił się i jakgdyby zasnął, grając na pianinie, przekonany, że umarł już sam. Widział siebie utopionego w jeziorze; krople wody ciężkie i lodowate spadały mu miarowo na pierś, a kiedy zwróciłam jego uwagę na szelest tych kropel wody, które spadały rzeczywiście miarowo na dach, powiedział, że ich nie słyszał. Obraził się nawet, że biorę to za wyraz harmonji naśladowniczej. Powstawał, ze wszystkich sił i miał słuszność, na dziecinność tych naśladownictw dla ucha. Genjusz jego był pełen tajemniczych harmonij przyrody, przekładanych na równoznaczniki szczytne w jego myśli muzycznej, nie zaś na powtarzanie niewolnicze dźwięków zewnętrznych. Kompozycja jego z tego wieczoru była iście pełna kropel deszczowych, odbijających się echami od dźwięcznych dachówek klasztoru, ale przekładały się one w jego wyobraźni i w jego śpiewie na łzy, padające z nieba na jego serce.
Genjusz Szopena jest najgłębszem i najpełniejszem z uczuć i wzruszeń, jakie kiedy istniały. Jednemu tylko instrumentowi kazał on przemawiać językiem nieskończoności; potrafił on często, w dziesięciu linjach, jakie dziecko zagrać może, streszczać poematy o wzniosłości niezmiernej, dramaty o natężeniu niezrównanem. Nie potrzebował on nigdy wielkich środków, by oka-