Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/203

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Że im wyrządzasz krzywdy w każdej dobie,
    Taki wydano wyrok na twe kości.
    Tamtym już żaden nie pomoże plaster:
    Martwy Passamont, martwy Alabaster».
    Powiada Morgant: — «Zacny kawalerze,
    Przez twego Boga, nie krzywdź mię tą mową,
    Lecz imię swoje, proszę, wyznaj szczerze,
    Czyś chrześcijanin, powiedz jedno słowo».
    — «Wszystko» — rzekł Roland — «wyznam ci w tej mierze
    I nie zataję. Tak jest, Chrystusową
    Wyznaję wiarę; On jest Bóg prawdziwy,
    I ty weń uwierz, jeśli chcesz być żywy». —
    Rzecze Saracen pokorny i zgięty:
    — «Dziwne ja miałem widzenie tej nocy:
    Oto od srogiej żmii opadnięty
    Próżno wzywałem mego boga mocy,
    Aż mi twój Chrystus, na krzyżu rozpięty,
    Pomógł, kiedym go błagał w mej niemocy,
    I wydobył mię bezpiecznym i zdrowym,
    Przeto natychmiast ochrzcić się gotowym».
    Odpowie Roland: — «Pobożny baronie,
    Jeżeli dłużej zechcesz wytrwać przy tem,
    Dusza twa spocznie u Boga na łonie,
    Który ją wiecznym obdarzy zaszczytem.
    Skoro już w naszym chcesz zostać zakonie,
    Przyjacielem ci będę prawowitym.
    Bożkowie wasi są kłamliwe mary,
    Jeden jest isty Bóg, Bóg naszej wiary».

    Roland prowadzi Morganta do klasztoru; mnisi, zrazu przerażeni, przyjmują go mile, dowiedziawszy się o nawróceniu. Morgant, ochrzczony, zostaje klasztornym pachołkiem.

    Wielki brak wody czuli zakonnicy,
    Dobry brat Roland zaraz o tem radzi:
    — «Morgancie» — mówi — «bieżaj do krynicy!»
    — «Dobrze» — ten rzecze — «każ, jak twej czeladzi,
    Wiedz, że nie każesz nigdy po próżnicy».
    Zaraz wybiera co największej kadzi
    I co najprędzej bieży do potoku,
    Który miał źródło swoje u gór stoku.
    Ledwie u źródła stanął, z gęstwy mraku
    Trzepot się srogi i łomot podniesie;
    Morgant wnet strzały dobywa z sajdaku,
    Na łuk nałoży i patrzy po lesie.
    Stado się dzików zjawiło na szlaku,
    Które pędziły w okropnym obcesie,
    I dobiegali zwierzowie paskudni,
    Właśnie gdy Morgant przystanął u studni.
    Wystrzelił Morgant, ledwie dojrzał sierci,
    Ugodził dzika prawie podle ucha;
    Przepadł grot ostry, nawylot go wierci,
    Upadł zwierz martwy, z rany płynie jucha.
    Drugi, bracinej chcący pomścić śmierci,
    Wprost na olbrzyma godzi, parą bucha
    I tak nań bije, prędki i zuchwały,
    Że nie mógł Morgant użyć drugiej strzały.
    Widząc ten obces dzika jegomości,
    Straszną go pięścią uderzył po głowie,