Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
prinzivalle, uwalniając go z uścisku.

Czy tak?... Ależ w takim razie to rzecz ciekawa... nawet rzadka... Niewielu z naszych zbrojnych rzuciłoby się tak śmiało na śmierć pewną... Nie sądziłem, aby w tem drobnem ciele...

trivulzio.

Wy, co nieustannie nosicie żelazo u boku, sądzicie zwykle, że niema już innej odwagi, prócz tej, która połyska na ostrzu długiego miecza...

prinzivalle.

Może masz słuszność... To dobrze... Nie jesteś wolny, lecz nic złego ci się nie stanie... Służymy różnym bogom... Ocierając krew, spływającą mu po twarzy. A!... krew ciecze... Cios nie był niezręczny... Za śpieszny, lecz wcale silny... Nie wiele brakło, żeby... Co uczyniłbyś, panie, z człowiekiem, któryby cię o mało co nie wysłał w świat, do którego nikt dobrowolnie iść nie chce, gdybyś go trzymał w ręku?

trivulzio.

Nie myślałbym go oszczędzać.

prinzivalle.

Nie rozumiem cię... jesteś istotnie dziwny człowiek... Przyznaj, że listy twoje były czynem niecnym. W trzech walnych bitwach przelewałem krew moją za was; czyniłem, jak umiałem najlepiej; korzyść z mojej roboty była waszym udziałem; służyłem walecznie tym, którzy mnie wybrali; ani jedna myśl nieprawa nie zagościła w sercu mojem... Musisz o tem wiedzieć ty, coś mnie szpiegował... A jednak w listach swoich przekręcałeś — przez nienawiść, zazdrość, czy oszczę-