Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA II.
ciż sami. — trivulzio.
trivulzio.

Czy dostrzegłeś, panie, niezwykłe jakieś światło, ze szczytu campanile rzucające sygnały?

prinzivalle.

Sądzisz, że to sygnały?

trivulzio.

Nie wątpię o tem... Mam z tobą, panie, do pomówienia...

prinzivalle.

Słucham. — Pozostaw nas, Vedio, lecz nie oddalaj się zbytecznie. Potrzebować cię będę...

Vedio wychodzi.
trivulzio.

Wiesz, panie, jak wielki mam dla ciebie szacunek, czego nieraz dałem już dowody — niezawodnie ci znane. Jest wiele innych jeszcze, o których nie wiesz, polityka bowiem Florencyi — wiarołomną zwana, chociaż jest tylko ostrożną — wymaga, by pewne rzeczy pozostawały długo ukryte dla tych nawet, których rzeczpospolita wtajemnicza w spraw swoich sekreta. Wszyscy posłuszni jesteśmy jej głębokim rozkazom. Każdy z nas znosić musi mężnie ciężar tajemnic, będących duchową siłą ojczyzny. Wiedz zatem, panie, że nie byłem nigdy obcy postanowieniom, jakie — pomimo twej młodości i nieznanego pochodzę-