Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i patrzy przed siebie w ciemność. Vedio! światło!... Patrz! jaśnieje i olśniewa... Wszakże na campanile ukazać się miało?... Pochyla się nad cieniów przepaścią... jedyne, błyszczące nad miastem... Ach! Piza, nie wzniosła nigdy w błękity okazalszego kwiatu, dłużej oczekiwanego i mniej spodziewanego!... Ach, dzielni Pizańczycy! święcić dziś będziecie niezapomnianą godzinę, ja zaś doznam więcej radości, niż gdybym wybawił własne miasto rodzinne!

vedio chwyta go za ramię.

Wejdźmy do namiotu. Messer Trivulzio się zbliża...

prinzivalle, wchodząc.

Masz słuszność! Czekać trzeba jeszcze... Rozmowa nasza krótką będzie... Idzie do stołu i porusza leżące na nim papiery. Czy masz wszystkie trzy listy?

vedio.

Dwa tylko...

prinzivalle.

Dwa przejęte i rozkaz dzisiejszy...

vedio.

Oto pierwsze... a to ostatni, który zmiąłeś, panie...

prinzivalle.

Słyszę go... Żołnierz, stojący na warcie unosi kotarę. Trivulzio wchodzi.