Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się: co chcesz, bym uczynił? To ty, ojcze, pozbawiony jesteś w obecnej chwili wyższego i szlachetnego rozumu, bo obawa śmierci miesza twoje zmysły. Co do mnie, spoglądam na śmierć bez niepokoju, pamiętam bowiem nauki, jakie we mnie wpajałeś wówczas, gdy jeszcze lata sędziwe i próżne studya książkowe nie osłabiły twojej odwagi. Sami jesteśmy w tej komnacie. Nikt nie był świadkiem twego moralnego omdlenia. Moi namiestnicy, wraz ze mną, święcie dochowają tajemnicy, której niestety, ani zbyt długo, ani zbyt daleko nosić w sobie nie będziem zmuszeni. Grzebiem ją zatem w sercach naszych... A teraz mówmy o ostatecznej walce.

marco.

Nie, mój synu, nie da się jej pogrzebać, gdyż lata moje i próżne studya nauczyły mnie, że pod żadnym pozorem nie wolno jest, choćby jednego tylko życia ludzkiego grzebać w ten sposób. Jeśli sądzisz, że nie posiadam już męstwa, jakie cenisz jedynie, pozostaje mi inna odwaga, mniej świetna i mniej przez ludzi święcona, czyni bowiem mniej złego... a ludzie przed tem tylko biją czołem, co im sprawia cierpienie... Dozwoli mi ona spełnić resztę mego obowiązku.

gwido.

Jaką resztę?

marco.

Dokończę gdzieindziej, co tu napróżno rozpocząłem. Byłeś jednym z sędziów w sprawie — nie jesteś jednak jedynym. Wszyscy ci, których życie lub śmierć waży się obecnie na szali przeznaczeń, mają prawo poznać los, jaki ich czeka, a zarazem dowiedzieć się, od czego zawisło ich zbawienie.