Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

boleści, mającej stać się szałem... To szalone przyrzeczenie, szalenie dotrzymane będzie przez mędrca, za jakiego pragnę uchodzić i który przemawia do ciebie w imię rozumu. Przyrzekłem powrócić do obozu nieprzyjacielskiego, jeśli odrzucisz ofiarę... Co mnie czeka?... Prawdopodobnie tortura i śmierć wynagrodzą głupią uczciwość... Niemniej jednak pójdę... Napróżno wmawiam w siebie, że, pragnąc nie rozstawać się ze złudzeniem, przy odzie wam szaleństwo moje w purpurę, spełnię jednak czyn szalony chociaż go potępiam, bo nie władam już siłą, jakiej potrzeba do usłuchania rozumu... Lecz nie mówię ci... Ach! widzisz, plączę się i gubię, splatam z sobą zdania, gromadzę wyrazy, żeby odwlec moment rozstrzygający... Może jednak błądzę, wątpiąc o tobie... A więc! żywność, którą widziałem, wozy przepełnione zbożem, inne winem, owocami i jarzynami, stada owiec i wołów, nasycić mogących lud w ciągu całych miesięcy, beczki i sztaby ołowiu, dla pokonania Florencyi i przywrócenia rozkwitu Pizie, wszystko to wejdzie dziś wieczorem do miasta, jeśli w zamian wydasz Prinzivallowi na jedną noc — bo odeśle ją z pierwszym brzaskiem jutrzenki — lecz wymaga, jako znak poddania się i zwycięstwa, by przybyła sama, naga, płaszczem tylko okryta...

gwido.

Kto?... kto przyjść ma?

marco.

Giovanna...

gwido.

Kto?... Moja żona?... Vanna?