Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stawić w całej pełni, jak tragiczne jest owo pożądanie, owa niesiężność tego, co jest tak blisko, oddzielone przejrzystą, fatalną, niedostrzegalną, a nieprzezwyciężoną przeszkoda.
Podobnie jak nasze dramaty, tragedja miłosna vallisnerji byłaby nierozwiązalną, gdyby nie wmieszał się w nią czynnik zgoła niespodziewany. Kwiaty samcze przeczuwały od początku, zda się, swój zawód i każdy z nich przechował w łonie swem bańkę powietrza, podobnie jak dusza kryje uporną, rozpaczliwą myśl wyzwolenia. Przez czas pewien wahają się, walczą ze sobą, potem zaś niezrównanym, bohaterskim wprost wysiłkiem, zrywają nić łączącą je z życiem, by dosięgnąć szczęścia. Jest to akt najcudowniejszy, jaki znam zarówno w życiu roślin, jak i owadów. Odrywają się od łodygi i z rozmachem pośpiechu, pośród wrzenia baniek powietrza pękają na powierzchni. Śmiertelnie ranne, ale radosne i wolne pływają przez czas jakiś obok niewiedzących o niczem oblubienic swoich, następuje zapłodnienie, straceńcy giną jeden po drugim, a małżonka, matką już będąc, zamyka koronę, w który tkwi ostatnie tchnienie kochanków, zwija spiralę łodygi i zstępuje na dno, gdzie dojrzewa owoc bohaterskiego uścisku miłosnego.
Ten wierny, dosłowny obraz, oglądany ze strony słonecznej, ukaże nam pewne luki, braki