upornie kapelusza zapomnianego na jakimś meblu, druga troszczy się drobnym dłużkiem, lub pyta która godzina. Wszystkie zaś, w moment potem, w chwili kiedyby się zacząć miało prawdziwe życie spirytualne, pozaziemskie, rozpływają się i giną na zawsze.
Przyznaję, że to jeszcze nie dowodzi niemożliwości życia pozagrobowego. Nie wiemy, czy owe przelotne zjawy są to pierwsze przebrzaski egzystencji nowej, czy też może ostatnie zorze minionej. Być może, zmarli korzystają w ten sposób, nie mając innego, z ostatnich nici wiążących ich jeszcze z naszemi zmysłami, i czynią się nam dostrzegalnymi. Być może, żyją potem tuż obok nas dalej, ale mimo wszelkich wysiłków nie są w stanie porozumieć się i dać nam znaku swej obecności, a to z powodu, że brak nam organu koniecznego dla tej apercepcji. Oczywiście bylibyśmy w podobnem położeniu, chcąc dać pojęcie światła i barwy ciemnemu od urodzenia. W każdym razie nie ulega żadnej wątpliwości, że prace i badania, najnowsze nad tak zwanym przez Anglików broderlandem (światem sąsiednim) miały ten jeno skutek, iż problem pozostał najdokładniej na tem miejscu, na którem trwa od zaczątków świadomości ludzkiej.
Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/257
Wygląd
Ta strona została przepisana.