Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdołamy wyobrazić. Nawet w kleszczach, ściskających nam gardło, możemy jeszcze liczyć na zbawczy odruch instynktu, który włada środkami niewyczerpalnemi jak wszechświat, czy przyroda, bo z tych właśnie źródeł nieznanych czerpie pełną dłonią.

*

Mówiąc otwarcie, przyznać się winniśmy, iż nie wszyscy możemy z równą pewnością liczyć na tę wszechpotężną interwencję. Instynkt nie umiera, nie grymasi i nie myli się nigdy. Mimo to wielu nie jest w stanie powołać go do działania, albowiem wrzucili go oni w tak przepastne głębie zapomnienia, tak rzadko zezwalają mu wyjrzeć na słońce, gwałcą go tak w okrutny i upokarzają w tak bezlitosny sposób, że w momencie potrzeby ostatecznej zawodzi. Ludziom tym poprostu brak fizycznie czasu na uprzedzenie i na rozpętanie instynktu osadzonego w kajdanach, w ciemnej „zapomince“ podziemnej. Kiedy jawi się na miejscu czynu ożywiony jak najlepszemi chęciami, zbrojny w narzędzia, gotowy do dzieła, zło się już stało, śmierć dokonała swego i na pomoc zapóźno.
We wszystkich przypadkach ujawnia — się zawsze owa nierówna dzielność instynktów, którą