Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nie przez to, że błyszczą w próżni, niepotrzebne, a nawet często zgoła szkodliwe. Człowieka, żonglującego kulami ognistemi na szczycie wieży, czyli dokonywającego rzeczy trudnej, nikt chyba nie porówna z człowiekiem, który rzuca się w ogień czy wodę by ocalić dziecko, mimo, że niebezpieczeństwo, na jakie się wystawia, jest znacznie mniejsze. W każdym razie i skuteczniej może niż pierwszy rozkaz, o którym mówimy, rozprasza nienawiść, albowiem nie jawi się z woli obcej, ale rodzi się w samych nas na widok nieogarniętego mnóstwa przejawów życia, gdzie czyny ludzkie nabierają właściwego znaczenia i zajmują przynależne im miejsce. Niema już złej woli, niewdzięczności, niesprawiedliwości, ni przewrotności, niema już nawet egoizmu w niewysłowionej i bezkresnej ciemni, gdzie męczą się egzystencją własną biedne istoty, prąc się poprzez mroki z dobrą wolą, którą daje przekonanie, że spełniamy obowiązek, lub wykonywamy przysługujące nam prawo.

*

Nie obawiajmy się, że obraz ów i jeszcze inne podobne, równie ścisłe, a wspanialsze zapewne, które przytomne być winny zawsze oczom naszym, wytrącą nam z ręki broń i uczynią nas ofiarami w życiu realnem o ciaśniejszym zakresie.