Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie rozpoznajemy nigdy w sobie człowieka, który w danym momencie wdziera się w egzystencję naszą. Jest nam jeno obrazem, wyrysowanym przezeń samego w pamięci naszej. Coprawda, życie, jakiego jest pełen, objawia nam mnóstwo rzeczy, nie dających się zdefinjować, a potężnych. Oblicze owo przywodzi całą masę obietnic, głębszych niezawodnie i szczerszych od słów, czy czynów, któreby je niezadługo zdementować musiały. Ale ten wielki znak posiada jeno idealną wartość. Znajdujemy się w świecie, gdzie bardzo niewielka liczba istot żyje wedle prawdy, o jakiej świadczy sama ich egzystencja, a dzieje się to skutkiem naporu okoliczności, albo zasadniczego, początkowego błędu. Z biegiem czasu długie, ponure doświadczenie uczy nas nie liczyć się z owem zbyt tajemniczem obliczem. Okrywa je maska twarda, ostro zarysowana, nosząca piętno wszystkich faktów i odruchów, jakie zaszły w nas lub obok nas. Czyny dobre nadają jej barwy ponętne i delikatne, zaś czyny złe żłobią w niej bruzdy głębokie. W rzeczywistości tedy człowieka, zbliżającego się do nas, dostrzegamy pod kształtem takiej jeno maski, wymodelowanej przez wspomnienie chwil miłych lub przykrych. Gdybyśmy tedy powiedzieli, o ile nas skrzywdził, że mu prze-