Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bierzmy się tedy zrazu do najbardziej ograniczonych praw, o ile posiadają one wogóle szranki, do najbliższych, o ile wogóle być nam bliskie mogą. Ograniczmy się do siły opanowanej rzekomo przez statki bojowe, zamkniętej w ich łonie, posłusznej córce człowieka i wykonawczyni jego woli. Jakież potworne oblicze nadamy, jakimże gigantycznym wyposażymy kształtem tę rzecz, o której mówić chcemy, mianowicie siłę materjału wybuchowego, owo bóstwo nowe i potężne, które zdetronizowało w świątyni wojny wszystkie bóstwa bitewne czasów dawnych? Skądże to, z jakich głębin, z jakich zawrotnych przepaści wyłonił się ten demon, nie znający dotychczas światła słonecznego? Do jakiej go zaliczyć familji terrorów, do jakiej grupy tajemnic nieogarniętych, jawiących się nagle? Melinit, dynamit, panklastyt, kordit, roburyt, liddyt, balistyt... Oto widziadła potworne, wobec których stary, czarny proch, będący postrachem ojców naszych i piorun, reasumujący starożytnym najtragiczniejszy przejaw boskiego gniewu — wydają się poprostu kumoszkami gadatliwemi wprawdzie, skłonnemi do bicia po twarzy, ale dobrotliwemi niemal i poprostu traktującemi nas po macierzyńsku. Nikt pobieżnie nawet nie zbadał niezliczonych tajemnic po-