Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

osiędziały wiekiem i ślepy! Cóż to szkodzi znękanemu podróżnikowi, oziębłemu i spragnionemu odpoczynku? Jeśli tylko pilnował, by nie zagasł ogień, oddany mu pod straż, uczynił wszystko co było w jego mocy i wystarcza nam to w zupełności. Siadamy obok niego i grzejemy się. Podajmyż ten ogień dalej nietylko nie zagasły, ale rozżarzony lepiej jeszcze, a nic go, zaprawdę, skuteczniej rozpłomienić nie zdoła, jak właśnie owa teorja transformizmu, zmuszająca do badania wszelkich przejawów życia ziemi, w jej trzewiach, w głębokośclach morza i toniach przestworza z większą, niż dotąd, metodycznością, gorliwością stalszą i lepiej stosowaną.
Jeśli ją odrzucimy, cóż postawimy na jej miejsce? Nie starczy napewno mądre i świadome swej niemocy wyznanie, że nie wiemy nic. Jest prawdziwe, ale całkiem negatywne, bezwładne i zabija wszelkie zaciekawienie, potrzebniejsze ludziom dużo więcej od samej nawet mądrości. Nie starczy również już dzisiaj teorja niezmienności gatunków i boskich aktów twórczych, albowiem obie są znacznie mniej oczywiste i nie oparte na żadnych faktach, pozatem odsuwają od siebie raz na zawsze żywotną treść samego problemu i wyzbywają się jednym zamachem wszystkiego, co nierozwiązalne jest dzisiaj, zabraniając badać i śledzić.