Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ważne kręgi, kierują się wprost na najbliższe kwiaty, siadają w kielichach i zapadają w drzemkę, która trwa dopóty, aż chłód wieczoru przywiedzie je do przytomności. Wracają tłumnie, tłoczą się, popychają i cisną z temiż samemi minami wielmożów, dźwigających na sobie odpowiedzialność za najważniejsze sprawy miasta. Potem spieszą co prędzej do plastrów, zanurzają głowy aż po szyję w najlepszym, najświeższym płynnym miodzie, wypełniającym komórki, napełniają żołądki, niby amfory, by pokrzepić siły wyczerpane i toczą się leniwo do swych zacisznych sypialń, gdzie zapadają w sen sprawiedliwych, głęboki i rozkoszny, z którego budzą się dopiero do następnej uczty.

II.

Ale cierpliwość pszczół nie dorównywa cierpliwości człowieka. Pewnego dnia pada rozkaz, hasło szerzy się szybko po całem mieście, a łagodne robotnice przemieniają się w srogich sędziów i katów jednocześnie. Znowu niewiadomo kto wydał ten rozkaz. Wyłania się nagle ze zbiorowego, zimnego, wyrozumowanego oburzenia robotnic i, jak zawsze w ulu bywa, w momencie, kiedy się uświadomił, ogarnia jednomyślnie serca całego ludu republiki. Część robotnic wyrzeka