Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sterunki, czuwające nad zaśnionemi. Uparcie, z zajadłością wielką wraca do pierwszych kolebek, ale odpychają ją coraz to silniej robotnice, potrącają nawet, biją, kaleczą zlekka, aż nareszcie zrozumie w sposób niejasny, ale wystarczający, że te oto szeregi niewzruszonych obrończyń to wyobraziciele prawa, przed którem ustąpić musi prawo zemsty, gorejące w jej sercu.
Oddala się wreszcie gniewna, rozwścieczona, biega po plastrach tam i z powrotem, a nienasycona jej żądza wypowiada się w dziwny sposób. Królowa zaczyna nucić wielki, bojowy, królewski hymn. Jest to skarga żałosna i pogróżka zarazem, a hodowca zna dobrze ten ton, przypominający pogłos dalekiej, srebrnej trąbki. Jest on tak silny, że nieraz wieczorami słychać go na odległość kilku metrów przez podwójne ściany szczelnie zamkniętego ula, napełnionego plastrami i tłumem mieszkańców.
Ten śpiew królewski wywiera na pszczoły ogromne wrażenie. Pogrąża je w jakieś dziwne, pełne czci i osłupienia odrętwienie, a jeśli królowa zanuci go u samych komórek swych rywalek, straż i piastunki, które ją odpychały i szturchały dotąd, nieruchomieją, pszczoły spuszczają głowy i czekają w głębokiej zadumie aż ustanie. Upowszechnione jest mniemanie, że dzięki temu właśnie hymnowi, trupia główka (sphinx atropos) największy