Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zerlinę, a Masetto w lewej ręce się gniewa; na Adagio 5 takt powiada, że Don Juan całuje Zerlinę w Des-dur!.. Dziwna ząprawdę imaginacya recenzenta, który się uparł koniecznie, aby to drukować w Revue Musicale, w dzienniku szwagra jego Fetisa. Poczciwy Hiller, chłopiec z ogromnym talentem, uczeń Hummla, którego Koncert za onegdaj i Symfonia wielki efekt zrobiły (jest to w rodzaju Beethovena, pełen poezyi, ognia i ducha człowiek), ledwo mię od tego ochronił, mówiąc temu panu szwagrowi, że to zamiast być mi pomocnym, może tylko zaszkodzić.
Lecz wracam do koncertu.

Oprócz F-moll i Waryacyi gram z Kalkbrennerem duch jego, czyli Marsza suvie d’un Polonaise na 2 fortepiany z akompaniamentem 4 innych. Jest to szalona myśl. Jeden jest ogromny fortepian, który się Kalkbrennerowi należy, a drugi malutki, monokordny, ale donośny jak dzwoneczki, co dla mnie przeznaczony. Na 4 zaś innych dużych, głośnych jak orkiestra, grać będą: Hiller, Osborn, Stamaty i Sowiński. Ten ostatni ani się umywał do nieboszczyka Aleksandra[1], którego elewkę po-

  1. Aleksandra Rembielińskiego, kolegi studyów Chopina. (Obacz Rozdział III części I).